RAGU Pracownia Makaronu

6u9c1840-2

Dawno nie było u nas rela­cji, bo i spo­ro się dzia­ło! Klasycznie mnó­stwo pra­cy, świą­tecz­ne pich­ce­nie i łasu­cho­wa­nie, Sylwester w górach i na domów­ce… ale wra­ca­my! Wracamy recen­zją loka­lu, któ­ry moc­no namie­szał na wro­cław­skiej sce­nie kuli­nar­nej, czy­li Ragu.

Ragu to (praw­do­po­dob­nie) pierw­sza we Wrocławiu restau­ra­cja, któ­ra spe­cja­li­zu­je się w paście, czy­li maka­ro­nie we wszel­kich moż­li­wych kształ­tach, kolo­rach i odmia­nach. Ragu powsta­ło na począt­ku wrze­śnia i od razu sta­ło się hitem. Pisali o nim wszy­scy i to w jed­na­ko­wo zachwy­co­nym tonie. Nie mogli­śmy być gor­si, więc zebra­li­śmy więk­szą gru­pę i uda­li­śmy się na pod­bój maka­ro­no­we­go królestwa.

6u9c1844-2

Restauracja mie­ści się naprze­ciw­ko Ogrodu Botanicznego, zaj­mu­je par­ter nowe­go budyn­ku na rogu ul. Sienkiewicza i Matejki. Jest to faj­na loka­li­za­cja – wciąż w cen­trum, ale poza ruchli­wym obsza­rem Rynku. Przybyłam na miej­sce pierw­sza (co się rzad­ko zda­rza) i mia­łam ogrom­ne szczę­ście, bo wła­śnie zwol­nił się jeden z więk­szych okrą­głych sto­łów. W nie­dziel­ne popo­łu­dnie restau­ra­cja była wypeł­nio­na gość­mi. Tym razem wybra­li­śmy się w 5 osób, aby mieć oka­zję skosz­to­wać wie­lu dań, jed­nak w mniej sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ściach musie­li­by­śmy pocze­kać na zwol­nie­nie stolika.

6u9c1831-2

6u9c1836-2

Wnętrze jest urzą­dzo­ne ze sma­kiem, dwie ścia­ny są prze­szklo­ne co spra­wia, że w restau­ra­cji jest jasno i prze­stron­nie mimo duże­go ruchu. Drewniany bar i czę­ścio­wo widocz­na kuch­nia doda­ją miej­scu przy­tul­no­ści, a tape­ty z rene­san­so­wy­mi, wło­ski­mi por­tre­ta­mi przy­po­mi­na­ją o rodo­wo­dzie wie­lu potraw ser­wo­wa­nych w restau­ra­cji. Bardzo faj­na jest „eks­po­zy­cja” ser­wo­wa­nych aktu­al­nie maka­ro­nów. Różnorodne kolo­ry i kształ­ty cie­szą oko i spra­wia­ją, że chce się spró­bo­wać… naj­le­piej wszyst­kie­go! Świadomość, że nie są to pro­duk­ty „z pacz­ki” tyl­ko praw­dzi­we maka­ro­ny wyra­bia­ne ręcz­nie na miej­scu dodat­ko­wo zachę­ca do degustacji.

Zabraliśmy się do stu­dio­wa­nia menu. Ragu ma sezo­no­wą kar­tę uzu­peł­nia­ną o zmien­ne pozy­cje wypi­sa­ne na wiszą­cej przy barze kar­cie (poja­wia się tam tak­że np. zupa dnia, ser­wo­wa­ne tego dnia dese­ry, spe­cjal­ne dania itd.). Co znaj­dzie­my w kla­sycz­nym menu? Oczywiście maka­ro­ny na kil­ka­na­ście spo­so­bów, ale tak­że takie spe­cja­ły jak von­go­le (któ­re przy­jeż­dża­ją w śro­dy) czy dostęp­ny w piąt­ki homar. Oprócz tego zmien­ne zupy, inte­re­su­ją­co wyglą­da­ją­ce przy­staw­ki (ozo­rek z chrza­nem, pie­trusz­ką i jabł­ka­mi? Czemu nie?), dese­ry i spo­ro napo­jów alko­ho­lo­wych (duży wybór win) i bez­al­ko­ho­lo­wych. Ceny waha­ją się od 12 PLN za kla­sycz­ne gnoc­chi z par­me­za­nem do 42 PLN za czar­ny maka­ron z vongolami.

6u9c1825-2

Wybór zabrał nam dobrą chwi­lę, bo zale­ża­ło nam, by skosz­to­wać jak naj­więk­szej ilo­ści dań. W koń­cu uda­ło się zde­cy­do­wać: Pani Łasuchowa wybra­ła ravio­li z pie­czo­ną dynią (26 PLN), nasza kole­żan­ka wska­za­ła buca­ti­ni z ragu z jagnię­ci­ną (35 PLN), Pan Łasuch zde­cy­do­wał się na gnoc­chi ragu (25 PLN), jego zna­jo­ma zamó­wi­ła ravio­li z pie­czo­nym ziem­nia­kiem (17 PLN), a mi przy­pa­dły w udzia­le ravio­li z grusz­ką (27 PLN). Do picia wybra­li­śmy trzy lemo­nia­dy (9 PLN), kie­li­szek bia­łe­go wina (10 PLN) oraz kawę lat­te (8 PLN).

6u9c1804-2

Najpierw poja­wi­ły się napo­je. Półsłodkie, bia­łe wino Blue Moscatel spraw­dzi­ło się ide­al­nie do moje­go słod­ka­we­go maka­ro­nu. Lemoniady i kawa były tak­że bar­dzo smacz­ne. Wszyscy cze­ka­li­śmy jed­nak nade wszyst­ko na słyn­ne maka­ro­ny. Pojawiły się po dobrej chwi­li, ale to nic dziw­ne­go bio­rąc pod uwa­gę ogrom­ny ruch. Warto zauwa­żyć, że dania poja­wi­ły się rów­no­cze­śnie, nikt nie musiał cze­kać na innych, nikt nie został bez swo­je­go posił­ku. Duży plus!

6u9c1808-2

A same potra­wy – no cóż, napraw­dę dobre! Wszystkich zasko­czył deli­kat­ny, nie­mal roz­pły­wa­ją­cy się w ustach maka­ron buca­ti­ni z ragu z cie­lę­ci­ną. Bogaty, mię­sny smak sosu auten­tycz­nie nas zachwycił. 

6u9c1813-2

Posypane obfi­cie szczy­pior­kiem ravio­li z pie­czo­nym ziem­nia­kiem w sma­ku przy­po­mi­na­ło swoj­skie pie­ro­gi ruskie, ale deli­kat­na kon­sy­sten­cja i aro­ma­tycz­ne przy­pra­wy (czyż­by mię­ta?) spra­wia­ły, że nasza zna­jo­ma z nie­chę­cią odda­wa­ła swo­je klu­secz­ki do degustacji. 

6u9c1818-2

Gnocchi Pana Łasucha rów­nież były deli­kat­ne i sma­ko­wi­te, cha­rak­te­ry­stycz­ny, mię­sny sos (czy­li wła­śnie ragu) to spe­cjal­ność restauracji. 

6u9c1823-2

6u9c1820-2

Ja i Pani Łasuchowa podzie­li­ły­śmy się swo­imi ravio­li. Moje były gorz­ko słod­kie – kla­sycz­na mie­szan­ka grusz­ki, orze­chów i gor­gon­zo­li trzy­ma­ła poziom. Trochę mi nie paso­wa­ła mdła (w porów­na­niu z inny­mi skład­ni­ka­mi) ricot­ta oraz rodzyn­ki, któ­re tro­chę za moc­no prze­wa­ża­ły sza­lę w stro­nę sło­dy­czy. Dyniowe ravio­li Pani Łasuchowej wyglą­da­ły bar­dzo efek­tow­nie i tak też sma­ko­wa­ły. Dzięki dodat­ko­wi korzen­nej kolen­dry i aro­ma­tycz­nej skór­ki poma­rań­czy ich sma­ku nie dało się pomy­lić z żad­nym innym. Jedyny zarzut do naszych ravio­li to fakt, że prze­wa­ża­ją­ca w nich sło­dycz spra­wia­ła, że mia­ły one tro­chę dese­ro­wy cha­rak­ter (co nie­ko­niecz­nie jest wadą).

Czy wyszli­śmy zachwy­ce­ni rów­nie moc­no co pozo­sta­li recen­zen­ci? I tak i nie. Wszyscy byli bar­dzo zado­wo­le­ni z posił­ku. Ceny są zróż­ni­co­wa­ne, więc każ­dy znaj­dzie coś dla sie­bie (za posił­ki i napo­je dla pię­ciu osób zapła­ci­li­śmy łącz­nie 175 PLN), por­cje są może nie obfi­te, ale na tyle duże by się najeść do syta, lokal przy­jem­ny, a obsłu­ga uprzej­ma i zna­ją­ca się na rze­czy. Czegoś mi jed­nak tro­chę bra­ko­wa­ło – spo­ko­ju. Ponieważ restau­ra­cja jest bar­dzo popu­lar­na, panu­je w niej duży ruch, kel­ner­ki zwi­ja­ją się jak w ukro­pie, żeby wszyst­kich obsłu­żyć i zdą­żyć poda­wa­niem potraw – to two­rzy tro­chę nie­spo­koj­ną atmos­fe­rę. Nie mogę powie­dzieć na obsłu­gę złe­go sło­wa, wszy­scy są kom­pe­tent­ni i sta­ra­ją się nie dać gościom poznać, jak bar­dzo są zabie­ga­ni. Ale to się nie­ste­ty czuje.

Oczywiście weź­cie pod uwa­gę jed­no – byli­śmy w Ragu w nie­dzie­lę, wcze­snym popo­łu­dniem. Z wła­sne­go doświad­cze­nia w gastro­no­mii wiem, że to zde­cy­do­wa­nie naj­bar­dziej ruchli­wy czas. Na pew­no w tygo­dniu poza porą obia­do­wą jest tam dużo spo­koj­niej. Jednak nie zmie­nia to fak­tu, że Ragu to popu­lar­ne i chęt­nie odwie­dza­ne miej­sce, co nie sprzy­ja dłu­gim, leni­wym posił­kom przy spo­koj­nej poga­węd­ce. Warto też wziąć pod uwa­gę, że może być trud­no o wol­ny sto­lik i trze­ba będzie chwi­lę pocze­kać. Z tych wzglę­dów wyda­je mi się, że Ragu to raczej bar­dzo dobry „przy­sta­nek”, w któ­rym bez pośpie­chu, ale też bez zbęd­nej zwło­ki moż­na zjeść pysz­ne danie w gro­nie zna­jo­mych, popić kawą lub lamp­ka wina i ruszać dalej, na przy­kład na zwie­dza­nie Ogrodu Botanicznego.

A co wy sądzi­cie o Ragu? Jest war­te zachwy­tów czy prze­re­kla­mo­wa­ne? A może macie inne miej­sce, gdzie delek­tu­je­cie się maka­ro­na­mi? Dajcie znać, a my z Nowym Rokiem wró­ci­my z nowy­mi wpi­sa­mi – tyle miejsc, tyle oka­zji do łasu­cho­wa­nia, a tak mało czasu!

3 komentarze