Wrocław od Kuchni wraca i to znowu w moich ulubionych, wschodnich klimatach. Razem z Panią Łasuchową postanowiłyśmy wypróbować nowość na wrocławskiej scenie kulinarnej, czyli niepozorny lokalik o sympatycznej nazwie: PanDa Ramen.
Ramen w Polsce nie jest nowością – w Warszawie czy Krakowie spokojnie można znaleźć miejsca specjalizujące się w tej potrawie, ale jak do tej pory we Wrocławiu takiego lokalu nie było (choć ramen można było zjeść w Sushi Corner w poniedziałki, a także w Parish).
Czym jest ramen? Lubię mówić, że to takie połączenie rosołu i bigosu. Rosołu — bo podstawą jest bulion, a bigosu — bo może się w nim znaleźć wszystko i skład zależy od gustu i pomysłowości kucharza. A oficjalnie – ramen to japońska zupa, która stała się tam bardzo popularna po II Wojnie Światowej. Co ciekawe, każda prefektura ma swój ramen, a wariacji na temat tej zupy jest tyle, co domów Japonii. Jest on na tyle ceniony przez mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni, że w Yokohamie od 1994 roku działa muzeum ramenu (koniecznie obejrzyjcie zdjęcia! Muzeum ma formę ciasnych uliczek, w których ulokowane są sklepki, gdzie można skosztować ramenu z różnych stron Japonii!)
Cechy wspólne ramenu to: bulion, charakterystyczny pszenny makaron oraz dodatki. Poza tym: hulaj dusza! Bulion może być warzywny, rybny, mięsny lub na bazie miso, dodatki- co jest pod ręką i pasuje, a nawet makaron pszenny może być zmieniony na gryczany lub ryżowy. Czego zatem można się spodziewać w „rameniarni”? Wszystkiego!
PanDa Ramen ulokowane jest w centrum, ale lekko poza najbardziej zatłoczonymi „szlakami” – na ulicy Białoskórnicej, w lokaliku odziedziczonym po gruzińskiej knajpce Gryzli. W środku było sporo ludzi- dobry znak! Wnętrze jest minimalistyczne, a duża witryna sprawia, że nie mamy poczucia ciasnoty. Zajęłyśmy miejsce przy stoliku i szybko dostałyśmy od kelnerki kartę oraz ołówki. Ponieważ była to moja druga wizyta w Pandzie, wiedziałam co robić – ołówkiem na kartach zaznaczamy: jaki ramen i jaka wielkość nas interesuje (do wyboru 3 dostępne codziennie i jeden „specjalny”, który zmienia się w zależności od dni tygodnia), czy chcemy, aby podano nam dodatkową miseczkę z ostrą pastą, wybieramy 3 składniki, ewentualnie możemy dobrać dodatkowe mięso. Kartę wypełnia się łatwo, ale wybór 3 z kilkunastu dostępnych dodatków łatwy nie jest.
Ja skusiłam się na małą PanDę na bambusie – drobiowy ramen dostępny tylko w poniedziałki i wtorki, a Pani Łasuchowa na dużą miskę PanDę na diecie – ramen na lekkim bulionie drobiowym. Do picia wybrałyśmy dwie Yerbaty (dostępne są też inne napoje Johny Lemon).
Nie czekałyśmy długo (ramen to japoński fastfood). Na stoliku pojawiły się dwie parujące michy pełne dobra. Jako dodatek do mojej zupy wybrałam grillowaną paprykę, orzechy nerkowaca i grzyby shitake. Poza tym „w standardzie” znajduje się pszenny makaron, pędy bambusa, jajko oraz kurczk yakitori (taki mały szaszłyczek).
Zestaw Pani Łasuchowej oprócz makaronu i jajka zawierał pulpeciki drobiowe + wybrane dodatki (grillowaną dynię, ser topiony oraz groszek cukrowy). Obie wybrałyśmy też dodatek ostrej pasty, którą wedle gustu można doprawić zupę.
Chwyciłyśmy pałeczki oraz łyżki i zabrałyśmy się do siorbania. Mój ramen był pyszny, bardzo esencjalny bulion fajnie grał ze składnikami, zaostrzony odrobiną pasty przyjemnie piekł w język. Jajko zrobione „jak trzeba”, czyli na twardo, ale z odrobinę płynnym żółtkiem. Dobrze wypadł szaszłyk z kurczaka – mięso było może ciut za suche, ale jako osoba na diecie doceniłam możliwość zamówienia grillowanego mięsa. Pani Łasuchowa również chwaliła swój wybór – pulpeciki drobiowe były bardzo dobrze przyprawione, ciekawie smakowała też grillowana dnia. Ramenowi nie można odmówić też urody – w końcu to japońskie danie – ułożone w misce składniki mrugające „jajecznym oczkiem” wyglądają naprawdę ładnie.
Moja porcja (mała, 0,4 litra) zniknęła bardzo szybko, a Pani Łasuchowa swojej nie dała rady- duży ramen to naprawdę „sążnia micha”, można się nią naprawdę dobrze najeść (0,7 litra).
Ogólne wrażenia z PanDy są jak najbardziej pozytywne, choć według mnie lepszy jest jednak ramen w Sushi Corner (ale dostępny tylko w poniedziałki). Niemniej, jako na szybkie, całkiem zdrowe i naprawdę sycące danie ramen w PanDzie spisuje się na medal. Na pewno będziemy tam wracać, by skosztować innych kombinacji składników i nowych bulionów. Rameny w PanDzie kosztują od 12 PLN (mały vege) do 29 PLN (duża PanDa na Wypasie), co jak na sycący obiad jest niezłą ceną. My za dwa rameny i napoje zapłaciłyśmy łącznie 56 PLN. Z wad należy wymienić brak możliwości zamówienia ramenu z makaronem innym niż pszenny, więc bezglutenowcy obejdą się ze smakiem (a jest to akurat coś bardzo łatwego do wprowadzenia — makaron ryżowy idealnie by pasował).
Myślę, że PanDa Ramen z łatwością znajdzie fanów – jedzenie jest bardzo dobre, atmosfera przyjemna, a obsługa sprawna i sympatyczna. To nie jest miejsce na romantyczną kolację – raczej na szybki lunch lub obiad – i na te okoliczności PanDę bardzo polecamy.
PanDa Ramen
ul. Białoskórnicza 17/18/1, Wrocław
http://www.pandaramen.pl/
http://www.facebook.com/PANda-Ramen-1675967852666573/