Do blt & flatbreads tym razem zaszliśmy około 20, głodni i zmęczeni długą podróżą. Nie była to nasza pierwsza wizyta w tym miejscu, jednak pierwszy raz trafiliśmy tam z myślą zjedzenia czegoś większego i pożywnego. Oczywiście na początek nie mogło zabraknąć kawy, tak więc ja zamówiłem Caffe Latte (7 PLN), która była zaledwie poprawna.
Pani Łasuchowa skusiła się na Frappe (12 PLN), która również jej nie zachwyciła, ale nie należała też do najgorszych.
Na pierwszy ogień postanowiliśmy zjeść tortillę. Moja, o wdzięcznej obco brzmiącej nazwie „Sundried tomato, olives & feta cheese” (13 PLN), zawierała w sobie suszone pomidory, oliwki, ser feta, rukolę, sałatę, pomidora, majonez bazyliowy, była całkiem niezła i zjadłem ją z apetytem. Niestety nie zaspokoiła mojego głodu.
Pani Łasuchowa również wybrała tortillę. Jej dla odmiany nazywała się „Prosciutto crudo, finnocchiona & roasted pepper dip” (13 PLN), a w przełożeniu na nasze, z nazwy można było wywnioskować, że zawiera w sobie szynkę crudo, toskańskie salami, sałatę, rukolę, pomidora oraz sos z sera feta i pieczonej papryki, którego to sosu niestety już nie było, więc Pani Łasuchowa poprosiła o dodanie do jej tortilli dowolnego innego sosu. Niestety nie potrafiła zgadnąć jaki jej się trafił, ale obstawiała jakiś na bazie majonezu. Tortilla podobno jej smakowała, ale również zbytnio się nią nie najadła.
Ja w ramach testowania wszystkich dostępnych we Wrocławiu burgerów, dodatkowo zamówiłem burgera classic (10 PLN za bułkę, grillowane mielone mięso wołowo-wieprzowe, grillowany bekon, cheddar, sałata, pomidor, czerwona cebula, dip majonezowy). Cena burgera właściwie wszystko o nim mówi. Ten z blt był biedny zarówno w smaku mięsa, jak i ilości dodatków i fantazji połączeń smakowych. Burger zdecydowanie mi nie smakował i na pewno już się więcej na niego nie skuszę.
Pani Łasuchowa zamówiła sałatkę „Thay style with avocado” (19 PLN) w skład której wchodziły: awokado, pomidor, ogórek, czerwona cebula, marchew, groszek, zielona fasola, mix sałat, świeża mięta i bazylia, dressing imbirowo-limonkowy. Sałatka była bardzo duża i wyjątkowo smaczna. Co prawda nie jesteśmy znawcami tajskiej kuchni, jednakże sałatka przypominała nam w smaku tajskie dania, które udało nam się już wcześniej posmakować.
Kiedy już byliśmy w trakcie konsumpcji, dołączył do nas Pan Smakosz i szybko zamówił mały zestaw blt z kanapką Chipotle chicken z grilowaną piersią kurczaka, grilowanym bekonem, ostrym majonezem chipotle, sałatą, pomidorem. W zestawie były również frytki i do wyboru mały napój. Niestety wybór był dość ograniczony, bo standardowo składał się z coli, fanty i sprite lub wody. Pan Smakosz, który chciał zamówić colę light, niestety dowiedział się, że w blt takiej nie uświadczy, więc poprzestał na wodzie 0,2l. Za zestaw zapłacił 15,99 PLN i był ogólnie zadowolony, bo kanapka była bardzo smaczna, bułeczka chrupiąca, świeża, majonez się z niej nie wylewał, a kurczaka było w sam raz. Tylko do frytek miał zastrzeżenia, ale to dlatego, że osobiście preferuje grubsze.
Na koniec warto powiedzieć kilka słów o wystroju wnętrza blt & flatbreads. Lokal posiada dwie kondygnacje. W górnej znajduje się kilka stolików, w tym jeden duży okrągły, przy którym najbardziej lubimy siadać. Niestety tym razem była zajęty, więc udaliśmy się na dół, gdzie jest znacznie więcej miejsca, ale niestety sala ta pomimo swojej wielkości, jest ciemna i sprawia trochę przytłaczające wrażenie. Obsługa jest bardzo sprawna i sympatyczna, na nasze dania nie musieliśmy długo czekać.
Nasze ogólne wrażenie po kilku wizytach w blt, a tej w szczególności, jest takie, że lokalowi temu bliżej jest do ideologii fast food niż slow food. Pomimo tego, że jedzenie jest smaczne (no może poza burgerami), produkty świeże i dobrej jakości, to jednak jest to miejsce bardziej na szybką przekąskę, niż celebrowanie posiłków. Za posiłek dla trzech osób zapłaciliśmy 89,99 PLN.
blt & flatbreads
ul. Ruska 58/59 Wrocław
blt.wroclaw.pl
http://www.facebook.com/bltwroclaw