W minioną niedzielę postanowiliśmy zjeść śniadanie na mieście, mieliśmy już nawet wybrane miejsce, do którego chcieliśmy pójść, ale kiedy tam dotarliśmy spotkała nas przykra niespodzianka – lokal był zamknięty. Jak widać właściciele niektórych kawiarni i restauracji we Wrocławiu nie poddają się modzie na serwowanie pysznych śniadań i swoje lokale postanawiają w weekendy otwierać o 12, ich strata. Po odbiciu się od zamkniętych drzwi, snuliśmy się coraz bardziej głodni po mieście, aż trafiliśmy do Szynkarni. To dość spory lokal mieszczący się w pomieszczeniach po nieistniejącej już Starej Kanapie. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło w tym miejscu. Ciemne wnętrza i meble zostały odmalowane na biało, na podłodze pojawiły się białe deski, lokal nabrał lekkości i modnego skandynawskiego stylu.
Jak piszą sami właściciele – Szynkarnia to połączenie multitapu ze sklepem z wędlinami i serami. Oprócz ciekawych piw z Polski i świata, farmerskich serów i wędlin i różnych ekologicznych, lokalnych produktów, które można kupić na miejscu i zabrać do domu, w Szynkarni można także dobrze zjeść. O jakość produktów dbają właściciele – specjaliści od spraw żywności i żywienia z wieloletnim doświadczeniem.
Menu w Szynkarni nie jest specjalnie długie, ale jeśli chodzi o wypiekane na miejscu podpłomyki, to wybór jest spory. My tym razem zdecydowaliśmy się na zestawy śniadaniowe, zostawiając podpłomyki na kolejną wizytę. Jako pierwsza na stół trafiła kawa latte macchiato (w menu 9 PLN, w zestawie śniadaniowym tylko 4 PLN).
Mój zestaw śniadaniowy o nazwie „Twaróg kozi z Łomnicy” (11 PLN) składał się z serka twarogowego z koziego mleka, miodu, sałatki z grillowanymi owocami (winogrona i gruszka), dwóch kromek chleba razowego (na zakwasie, wypiekanego na miejscu), masła. Było to chyba jedno z najlepszych dań, jakie jadłam w ostatnim czasie. Serek kozi rozpływał się w ustach, a dodatek miodu sprawił, że byłam w siódmym niebie. Owoce świetnie wpasowały w danie, a chleb własnego wypieku był świeży i bardzo smaczny.
Pan Łasuch zamówił zestaw „Omlet farmera” (11 PLN) czyli omlet z 3 jaj od kury z wolnego wybiegu, sałata, pomidory, pieczarki, orkiszowo – żytnia bułka własnego wypieku, smarowidło z kabanosów plus jako dodatek boczek wędzony z Niemczy (2 PLN). Omlet był naprawdę pyszny, jedynym zgrzytem dania była bułka, która wydawała nam się zbyt twarda. Za to smarowidło z kabanosów nie wiedzieć czemu przypomniało mi smaki dzieciństwa.
Już na samym początku, czując ogromny głód, zamówiliśmy dodatkowo na spółkę kanapkę na ciepło „Szczupłe jajo” (8 PLN). Na talerzu pojawiły się 2 kromki żytniego chleba na zakwasie, jajecznica na jajku z wolnego wybiegu, szczupak wędzony i szczypiorek. Obok nich dumnie prężył się pokrojony na kawałki ogórek kiszony z Osieka. Kanapki były niesamowite. Wędzony szczupak w połączeniu z jajkiem sprawdził się znakomicie, a ogórek z Osieka to mistrzostwo świata. Już dawno nie jadłam tak smacznego kiszonego ogórka.
Jak widać, Szynkarnia nas uwiodła swoimi smakami i podejściem do jedzenia. W najbliższym czasie wybieramy się tam na podpłomyki, bo śnią mi się po nocach. Do tego wszystkiego mają tam naprawdę atrakcyjne ceny, bo za to obfite, przepyszne śniadanie zapłaciliśmy tylko 40 PLN.
Szynkarnia
ul. Św. Antoniego 15, Wrocław
http://www.facebook.com/Szynkarnia