O Bema Café słyszeliśmy już dawno, ale nigdy nie było nam po drodze. W końcu jednak udało nam się trafić tam w porze śniadaniowej. Pierwsze wrażenie po wejściu do lokalu było bardzo pozytywne. Wnętrze urządzone jest ze smakiem, wszystko do siebie pasuje. Jasne meble, dużo światła, na jednej ze ścian duże lustro z częściowo wypisanym menu. W kawiarni jest znacznie mniej miejsca niż wcześniej mi się wydawało – kilka stolików przy ścianie i dwa przy samym barze. Zajęliśmy jeden z nich i czekaliśmy na menu. Niestety Bema Café nie ma drukowanego menu, a przynajmniej nam nie udało się go zlokalizować). Trzeba było wstać i poczytać na ścianie, co też smacznego można zamówić.
Na początek zamówiliśmy kawę – ja duże latte (12 PLN), Pan Łasuch duże cappuccino (11 PLN), a Pan Smakosz małe cappuccino (9 PLN). Kawa była dobra, ale bez rewelacyjnych doznań smakowych.
Do kawy zamówiliśmy tosty z dżemem malinowym (6 PLN za dwa tosty) i tu czekało nas pierwsze rozczarowanie. Tosty niestety były twarde, na szczęście uratował je smaczny dżem.
Na pocieszenie więc rzuciliśmy się na croissanta z dżemem truskawkowym (6 PLN), zresztą całkiem smacznego, tylko dlaczego przekrojonego i posmarowanego w środku cienką warstwą dżemu? Tego nie potrafiliśmy zrozumieć, standardem bowiem jest podawanie do croissanta dżemu osobno. Uwielbiam maczać świeżutkiego rogalika w dżemie i zagryzać go niespiesznie. Niestety tym razem musiałam obejść się smakiem.
Liczyłam na to, że moje lekkie rozczarowanie wyparuje jak sen, kiedy dostanę owsiankę z owocami i syropem klonowym (8 PLN), ale niestety owsianka którą dostałam pomimo tego, że była dobra, to z owoców zawierała tylko kilka plasterków banana. W sezonie letnim liczyłam na coś więcej.
Po tym jakże obfitym słodkim wstępie Pan Łasuch stwierdził, że nadal jest głodny i zabrał się za jedzenie ciabatty z mozzarellą, pesto i pomidorem (11 PLN). Z żalem muszę stwierdzić, że kolejny raz się rozczarowaliśmy. Choć pieczywo było świeże i smaczne, to niestety dodatki nie dały rady. Pan Łasuch rozpieszczony świeżym domowym pesto i wiejskimi pomidorkami ledwo przełknął ciabattę serwowaną w Bema Café z kwaśnym sklepowym pesto i pomidorem bez smaku. Spróbowaliśmy jej wszyscy i niestety nie przesadził w opisie kanapki.
W tym samym czasie Pan Smakosz kosztował swoje tosty z serkiem kozim, suszonymi pomidorami i rukolą (11 PLN). Po poprzednich słabych potrawach, teraz już wszyscy bez pytania dobraliśmy się do jego kanapki, z nadzieją, że ona uratuje posiłek. Faktycznie, była to najsmaczniejsza rzecz z zamówionych przez nas na śniadanie, jednak jak Pan Smakosz stwierdził – zaledwie poprawna.
Mamy mieszane uczucia co do Bema Café. Z jednej strony przepięknie urządzone wnętrze, widać, że właścicielki włożyły w nie wiele serca i pieniędzy, a z drugiej strony jedzenie ledwo poprawne. Wizualnie potrawom nie można niczego zarzucić (no może poza nieszczęsnym przekrojonym croissantem), ale smakowo są one niestety nijakie, da się w nich wyczuć tanie sklepowe dodatki. Wysokie ceny dań absolutnie nie przystają do ich smaku. Nie porwało nas to śniadanie, wyszliśmy nieco głodni i spoceni jak szczury, bo niestety w Bema Café nie ma (lub nie włączono) klimatyzacji. Oczywiście w menu jest dużo innych smakowicie brzmiących i wyglądających dań, których my nie zamówiliśmy. Być może mieliśmy pecha i źle trafiliśmy, ale raczej nie będziemy drugi raz tego testować na swoich portfelach i żołądkach.
Za słabe śniadanie dla trzech osób, z którego wyszliśmy głodni, zapłaciliśmy 74 PLN.
Bema Café
ul. Drobnera 38, Wrocław
http://www.facebook.com/BemaCafe