Kiedy zastanawialiśmy się, gdzie zjeść sobotni lunch, Pan Łasuch rzucił hasło „naleśniki”. Od razu na myśl przyszła nam naleśnikarnia French Connection w Renomie. Wielokrotnie mijaliśmy ją w drodze do Empiku, ale jakoś nigdy nie było okazji żeby usiąść i coś zjeść. Tym razem wybraliśmy się specjalnie tam.
Menu w French Connection jest dość spore i obok naleśników słodkich, można znaleźć też te wytrawne, do tego zupy, sałatki, koktajle, kawa i herbata. Wybór duży i trudno nam było się zdecydować.
Kiedy w końcu udało nam się wybrać dania, zaczęło się oczekiwanie na kelnerkę. Mimo że tylko mniej więcej połowa stolików w lokalu była zajęta, a kilka kelnerek kręciło się między nimi, to nas (jak i kilka innych osób, które przyszły w tym samym czasie) zauważono dopiero po tym, jak zawołaliśmy obsługę. Po złożeniu zamówienia usłyszeliśmy, że nasze dania będą gotowe dopiero za 20 minut, ale niezrażeni postanowiliśmy poczekać, choć o szybkim lunchu już nie było mowy. Dość szybko na stół trafiły napoje – mój koktajl bananowo – melonowy (12 PLN) i sok z brzozy z sokiem wiśniowym Pana Łasucha (7 PLN). Oba całkiem fajne i świeże w smaku. Tak zaopatrzeni mogliśmy oczekiwać na naleśniki.
Oczekiwanie wydłużało się i już dawno minęło zapowiadane 20 minut, aż w końcu po ponad 30 minutach kelnerka przyniosła moje zamówienie, postawiła na stoliku i już jej nie było. Zamówienie Pana Łasucha nie dotarło. Oczekiwaliśmy na nie kolejne kilka minut. Już nieco wygłodniali zabraliśmy się za jedzenie. Mój naleśnik Mosele (23 PLN) był jak najbardziej wytrawny, w buraczkowym cieście, z wędzoną makrelą w sosie chrzanowo – cytrynowym i rukwią. Pierwszy kęs był świetnym doznaniem smakowym – smak makreli fajnie współgrał z chrzanem. Jednak zjedzenie całego dość dużego naleśnika z taką ilością soli i powiedzmy szczerze – kwaśnego, nie było łatwe.
Pan Łasuch trafił z jednej strony lepiej – jego sos był łagodny, a z drugiej strony gorzej – danie było trochę mdłe. Wszystko to za sprawą Naleśnika Portosa (22 PLN) z piersią indyka w sosie winno – śmietanowym ze szczypiorkiem i żurawiną. Żurawina podana osobno trochę pomogła i Pan Łasuch dość gładko spałaszował swoją porcję.
Po jedzeniu kolejny raz zerknęliśmy do menu. Musiałam czymś przepłukać gardło po kwaśnym naleśniku. Wybór padł na miętową herbatę z miodem (5 PLN)
Pan Łasuch – wciąż nieco głodny – nie mógł się oprzeć Crepes suzette (23 PLN). Kolejny raz musieliśmy czekać 20 minut na zamówienie, niestety tym razem nikt nas nie poinformował o czasie oczekiwania. Sam naleśnik dość smaczny, w środku pomarańcze, a całość polana likierem z sokiem pomarańczowym i z limonki. Nie był to jednak klasyczny crepe suzette i nie aż tak smaczny, jak mógłby być – kawałki pomarańczy w środku, nie do końca obrane z białej błonki były nieco gorzkie.
Nasza wizyta we French Connection planowo miała być znacznie krótsza, niestety czas oczekiwania na dania sprawił, że zamiast szybkiego lunchu, spędziliśmy tam grubo ponad godzinę. Same naleśniki były dobre, jednak brakowało im czegoś, co by sprawiało, że wybierzemy się tam właśnie na nie. Może kiedyś przy okazji, kiedy w lokalu będzie pusto zaryzykujemy szybki posiłek. Na dzień dzisiejszy powolna obsługa nie zachęca nas do powrotu. Za bardzo długi lunch zapłaciliśmy 92 PLN.
French Connection
Renoma
ul. Świdnicka 40, Wrocław
http://www.renoma-wroclaw.pl/french-connection