Restaurację Lobkowicz zauważyliśmy jakiś czas temu, siedząc w jednej z kawiarni na wrocławskim Rynku. Całe towarzystwo zaintrygowane nowym lokalem na kulinarnej mapie miasta miało wielką chęć na udanie się tam, zwłaszcza, że w menu była również kuchnia czeska (poza kuchnią polską w bogatym wydaniu). Późna godzina i pełne brzuchy sprawiły, że musieliśmy to odłożyć na inny termin. W miniony weekend w końcu udało nam się zebrać w tym samym towarzystwie i ruszyliśmy do Lobkowicza. Znajomi byli już po swoim pierwszym razie w tej restauracji i zachwalali zarówno dania, jak i ich ceny. Nie pozostało nam nic innego jak samemu się przekonać.
Przy wejściu powitał nas bardzo miły kelner, wskazał stolik w ogródku z widokiem na pomnik Fredry i podał karty. Na pierwszy ogień zamówiliśmy zupy. Polecany przez szefa kuchni chłodnik (9 PLN) i Gulasova Polevka (12 PLN) smakowały wyśmienicie. W chłodniku dało się wyczuć świeże, chrupkie warzywa. Gulaszowa smakowała dokładnie tak, jak powinna smakować.
Bez zbędnej zwłoki wybraliśmy też dania główne. Pan Łasuch jest wybitnie mięsożerny, więc zamówił karczek grillowany w sosie miodowo – musztardowym z cząstkami ziemniaków i mixem sałat (32 PLN). Z tego co mówił pomiędzy kęsami, to karczek był przepyszny, idealnie wysmażony, sos smaczny, tylko ziemniaczki czuć było mrożonką.
Ja skusiłam się na polecane przez szefa kuchni polędwiczki wieprzowe w sosie z kurek podane z mixem sałat (38 PLN) i ku memu zaskoczeniu do zestawu dostałam młode ziemniaczki, których smak mnie rozbroił. Ostatnio tak dobre młode ziemniaki jadłam wiele lat temu u mamy. Polędwiczki jak to polędwiczki – trudno popsuć, więc oczywiście były bardzo smaczne. Sos kurkowy niestety miał mączny posmak, ale pomimo tego całośc wypadła bardzo dobrze. Dressing do sałaty nie był agresywny w smaku i pozostawił po sobie dobre wrażenie.
Znajomi nie byli bardzo głodni, więc ich zamówienie ograniczyło się do gulaszu z knedlikiem (22 PLN) i deseru (14 PLN). Udało mi się posmakować gulaszu zanim zniknął z talerza i już wiem co zamówię następnym razem, kiedy trafię do Lobkowicza.
Do deseru też udało mi się dobrać i było to bardzo przyjemne wrażenie smakowe. Pieczone jabłko z marcepanem podane z sosem toffi (i jak zauważyłam również z sosem waniliowym) rozpływało się w ustach. Gdybym nie najadła się daniem głównym, to na pewno też bym je zamówiła.
Na sam koniec pozostają napoje. Czeskie piwo Klaster (10 PLN za kufel 0,5l) zamówili znajomi, a ja i Pan Łasuch skusiliśmy się na lemoniadę. Lemoniady w Lobkowiczu podawane są w słoikach typu twist – off (9 PLN za 0,3l), czego szczerze mówiąc nie rozumiem, bo ani to ładne, ani poręczne. Smak lemoniady arbuzowej i maracuja też niestety nie zachwycał. Wyraźnie dało się wyczuć sztuczny syrop, co jest ogromnym minusem w sezonie, gdy można bez problemu dostać świeże owoce.
Za czteroosobową kolację, podlaną czeskim piwem, zapłaciliśmy łącznie 174 PLN. Z kolacji wyszliśmy najedzeni i zadowoleni.
Lobkowicz
TWIST – OFF SYSTEM RESTAURANT
Rynek 16/17, Wrocław
http://www.lobkowicz.pl
http://www.facebook.com/LobkowiczTwistOffSystemRestaurant