Wrocław od kuchni obchodzi dziś swoje pierwsze urodziny. Z tej okazji postanowiliśmy udać się do tego samego miejsca co rok temu i ponownie odwiedzić restaurację Lobkowicz, której recenzją rozpoczęliśmy naszą przygodę z blogiem. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy na miejscu Lobkowicza zobaczyliśmy zupełnie inny lokal. MARCELINO chleb i wino zostało otwarte ledwie chwilę temu, a już pęka w szwach. Trochę rozczarowani, ale też ciekawi weszliśmy do środka. Chwilę trwało, zanim zwolnił się stolik w ogródku. Tę chwilę poświęciliśmy na szybkie rozeznanie w menu i opiniach w internecie. Kuchnia włoska, bo taką serwuje Marcelino, to niezbyt odkrywczy pomysł, ale w Polsce to pewniak na przyciągnięcie klientów. Marcelino wyróżnia się makaronami własnej roboty, otwartą kuchnią i pizzą z pieca opalanego drewnem. Jak sami piszą, ich dania są autorską interpretacją flagowych dań kuchni włoskiej i europejskiej, a „kropką nad i” ma być bogata oferta win.
Właściciele Marcelino zupełnie zmienili wystrój lokalu. Postawili na biel, lekkość i przestrzeń. My tym razem zajęliśmy miejsce w ogródku. Już po chwili przy stoliku pojawiła się kelnerka z przystawką w postaci świeżutkiego pieczywa i oliwy z oliwek. Pieczywo zniknęło z talerza w mgnieniu oka, a my tak zachęceni zagłębiliśmy się w menu, które zgodnie z obowiązującym trendem jest dość krótkie, ale treściwe.
Do picia zamówiliśmy koktajle bezalkoholowe. Ja wybrałam Day After (12 PLN) czyli 4 plastry ogórka, szczyptę zielonej pietruszki, sok z limonki, syrop cukrowy i sok żurawinowy. Plus za to, że koktajl nie był bardzo słodki, minus za sam fakt użycia syropu. Pan Łasuch wybrał Lychi Iced Tea (12 PLN) czyli puree z liczi, sok cytrynowy, syrop cukrowy, czarną herbatę, wodę gazowaną i 4 plastry cytryny w całkiem smacznej mieszance ze zdecydowanie mniej wyczuwalnym syropem cukrowym.
Włoską kuchnię zazwyczaj zaczynamy testować od kremu z pomidorów. Nie inaczej było i tym razem. Krem z pomidorów u Marcelino (12 PLN), to całkiem przyjemna zupa o kremowej konsystencji (co po odwiedzeniu wielu lokali w mieście nie jest takie oczywiste ;) i dość łagodnym smaku i uwieńczona kleksem śmietanki i oliwy z oliwek. Nie jest to najlepszy krem jaki przyszło mi jeść, ale jak najbardziej poprawny.
Pan Łasuch wybrał zupę dnia (14 PLN) i otrzymał talerz pełen soczyście zielonego kremu szpinakowego, który go zachwycił. Ja po spróbowaniu doszłam do wniosku, że zupa jest nieco mdła, ale nie jestem wielką fanką szpinaku.
Danie główne niestety nieco mnie rozczarowało. Polędwiczka wieprzowa w ziołowej panierce z bukietem fasolki szparagowej i aromatyzowanymi ziemniaczkami (42 PLN) o wiele lepiej smakowała w mojej wyobraźni niż w rzeczywistości. Ziemniaki prezentowały się na talerzu dość smutno i niestety były na wpół surowe, nie miały też zbyt wyraźnego smaku i nie obyło się bez solniczki. Fasolka była idealnie ugotowana, ale poza tym nie można o niej niczego więcej powiedzieć. Co do istoty dania, czyli poledwiczki wieprzowej nie mogę się przyczepić – odpowiednio miękka, dość ciekawa w smaku, choć gdyby nie towarzyszący jej sos, to byłaby dość sucha. Panierka ziołowa miała zdecydowanie musztardowy posmak. Danie w całości mało odkrywcze, ale smaczne, choć z ziemniaczkami do poprawki.
Pan Łasuch trafił zdecydowanie lepiej. Jego Filet Mignon z konfiturą z czerwonej cebuli, sosem gorgonzola i dijon (59 PLN), choć trochę skromny, był naprawdę smaczny. Dopiero w domu zorientowaliśmy się, że nie dostał widniejącego w menu bukietu sałat i julienne z buraczków i wywołało to w nas lekki niesmak. Restauracja aspirująca do wykwintnej i na poziomie nie powinna zaliczać takich wpadek, zwłaszcza przy dość wysokich cenach dań. Ogólnie kelnerki były nieco zagubione i stremowane, choć sympatyczne.
Zwieńczeniem posiłku miał być deser, gorąco polecany przez kelnerkę. Po krótkiej naradzie oboje zdecydowaliśmy się na Cremoso – delikatny krem z serka mascarpone z maślanymi blinami i sosem malinowym (14 PLN). Dla miłośników bardzo słodkich deserów będzie to niezapomniane przeżycie smakowe, ja jednak poczułam się nieco zemdlona i trochę żałowałam, że nie zdecydowałam się na Tiramisu. Pan Łasuch nie miał żadnych obiekcji i wciągnął swój deser na dwa kęsy.
Marcelino chleb i wino to kolejną włoską restauracja we Wrocławiu. Zamówione przez nas dania, choć smaczne, to nie przeniosły nas do słonecznej Italii. Mamy ochotę wrócić tam jeszcze na pizzę i makarony, co pewnie niebawem uczynimy.
Za obiad złożony z dwóch dań i deseru zapłaciliśmy 179 PLN.
MARCELINO chleb i wino
Rynek 16/17, Wrocław
http://www.facebook.com/marcelino.wroc