Kuchnię indyjską znamy i bardzo lubimy. Stołowaliśmy się w niejednej restauracji ją serwującej, często też przyrządzamy dania indyjskie w domu, dlatego też do Masali szliśmy z wielkimi oczekiwaniami. Tym bardziej, że opinie na jej temat były w większości dobre. Sama restauracja reklamuje się jako restauracja serwująca kuchnię indyjską w nowym wymiarze łączącą tradycyjne indyjskie receptury z europejskimi gustami. Lokal jest urządzony bez przesadnej ornamentyki, w ciepłych kolorach, z przewodnim motywem słoni. Indyjscy kucharze na oczach gości przyrządzają dania w piecach tandoori opalanych drewnem, w tle słychać klimatyczną, nienachalną indyjska muzykę.
Na początek zamówiliśmy zupy, żeby zabić pierwszy głód. Towarzyszący nam tego dnia znajomy zdecydował się na Chicken Soup (10 PLN) i był bardzo zadowolony ze swojego wyboru. Zupa delikatna w smaku, rozgrzewająca. Sami też skosztowaliśmy i potwierdzamy, że warto się na nią zdecydować.
Ja zamówiłem Masala Special Dal (10 PLN) reklamowaną jako specjalność szefa kuchni. Była to zupa krem z soczewicy o przyjemnym, choć nie porywającym smaku.
Pani Łasuchowa, jako wielka fanka soczewicy, zdecydowała się na Indian Dal (14 PLN), czyli zupę z prażonej soczewicy z dodatkiem kminu indyjskiego i kurkumy. Jej zupa była przepyszna, wyrazista, bardzo sycąca. Idealna na pierwszy głód.
Do zupy zamówiliśmy Tandoori Paratha (12 PLN) – pieczony na kamieniu chlebek indyjski z mąki gruboziarnistej z dodatkiem indyjskiego masła Ghee. Chlebek był rewelacyjny, w smaku przypominał trochę naleśniki. Zdecydowanie przypadł nam do gustu.
Na przystawkę wybraliśmy naprawdę duży Mix starter (40 PLN) z trzema sosami – marchwiowym, miętowym i pomidorowym. Na talerzu znalazły się: Papadam (cieniutki, chrupiący indyjski chlebek zawinięty w ruloniki), Vegetable Pakoras (ziemniak, kalafior i indyjski biały ser zapiekane w cieście besan), Vegetable Samosa (chrupiące pierożki z nadzieniem ziemniaczanym z dodatkiem groszku i orzechów nerkowca, przyprawione aromatyczna masalą) oraz małe kotleciki prawdopodobnie z ciecierzycy, choć nie mamy pewności. Przystawki i sosy były bardzo w porządku, niezbyt ostre, raczej na europejskie podniebienie. Zjedliśmy je bez większego zachwytu.
Pani Łasuchowa koniecznie chciała spróbować prawdziwego Mango Lassi (19 PLN), bo jak do tej pory znała tylko te, które sama robiła w domu. To w Masali okazało się zupełnie takie samo jak nasze domowe, cena wydaje się wygórowana jak za szklankę napoju. Ja ze znajomym raczej mało indyjsko zdecydowaliśmy się na Colę z dolewką (8 PLN na osobę).
W końcu na stole pojawiły się dania główne. Nasz znajomy wybrał Malai Seekh (45 PLN) – soczystą kozinę w sosie z orzechów nerkowca z dodatkiem papryki. To była nasza pierwsza kozina i byliśmy zdziwieni jej bardzo intensywnym czerwonym kolorem. Podana była jako niewielkie roladki z mielonego mięsa, które rozpływały się w ustach. Sos wyraziście, choć nieprzesadnie przyprawiony. Danie całkiem smaczne, choć w tej cenie mogłoby zawierać jakikolwiek dodatek.
Ja się zdecydowałem na Lamb Biryani (45 PLN) – aromatyczny ryż Basmati z pieczonymi kawałkami jagnięciny, podawany z sosem jogurtowym Rajta i trafiłem najlepiej z całego towarzystwa. Nie dość, że jagnięcina była rewelacyjnie przyrządzona, rozpływająca się w ustach, sos lekko ostry no i jako jedyny posmakowałem w masali ryżu.
Pani Łasuchowa od wejścia wiedziała, że zamówi Chicken Tikka Masala (35 PLN) – grillowany w piecu tandoor kurczak, przyrządzony w pikantnym sosie pomidorowym z dodatkiem cebuli i aromatycznych przypraw masala. Klasyka kuchni indyjskiej, tym razem w bardzo marnym wykonaniu. W zasadzie było to najmniej smaczne danie tego wieczoru, a dla Pani Łasuchowej wręcz niezjadliwe. W niewielkiej miseczce dominowała cebula w zastraszającej ilości. Sos smakował cebulą, kurczak smakował cebulą, śladowe ilości innych przypraw były ledwo wyczuwalne. Kilka kawałków twardawego kurczaka w sosie cebulowym nie jest kuchnią indyjską jaką znamy i kochamy.
Za wielodaniową kolację dla trzech osób zapłaciliśmy 246 PLN. Jak na wielkość dań, jest to w naszym odczuciu cena raczej wygórowana. Co do samej Masali, to mamy bardzo mieszane odczucia. Pani Łasuchowa oznajmiła, że więcej tam nie pójdzie, bo ma większe oczekiwania co do kuchni indyjskiej. Ja byłem nawet zadowolony, choć gdybym poprzestał tylko na daniu głównym, to wyszedłbym głodny.
Masala Grill & Bar
ul. Kuźnicza 3, Wrocław
http://masala-grill.com/
http://www.facebook.com/masalawroclaw