Bardzo ubolewaliśmy, kiedy w czerwcu zamknęła się restauracja Pogaduchy na Szwedzkiej. Cudownie urządzone wnętrze i wyjątkowo smaczne jedzenie w przystępnych cenach zniknęło z kulinarnej mapy miasta. Tym większy był nasz żal, że z racji miejsca zamieszkania, często bywaliśmy tam ze znajomymi. Nadzieja na odzyskanie ulubionego miejsca pojawiła się wraz z informacją, że do lokalu po Pogaduchach wprowadza się Sąsiadka. Tuż po otwarciu wybraliśmy się tam na przetestowanie menu. Po dawnej restauracji pozostał cały wystój, z niewielkimi kosmetycznymi przeróbkami. Zmieniła się za to karta i jak przeczytaliśmy – ekipa lokalu. Jak się później okazało, ta pierwsza na gorsze. Na wstępie na stole wylądowały napoje – modne ostatnio Aloha i Wostok (8 PLN).
W fajnej, jednostronicowej karcie wyczytałam, że Sąsiadka ma w ofercie kilka zup. Nabrałam ochoty na zupę sezonową, ale niestety nie była dostępna. Pozostały mi do wyboru: pomidorowa, serowa, żurek i gulaszowa. Wybrałam żurek (7 PLN) i dostałam żurek. Raczej robiony z gotowca, bez finezji, ale dość smaczny.
Na drugie danie zamówiłam smażony ser (10 PLN) z ziemniakami w talarkach (4 PLN) i to było ogromne rozczarowanie. Spodziewałam się smażonego sera po czesku, a dostałam camembert w panierce (którego nie znoszę), wyglądający na gotowy produkt kupny z sosem przypominającym wiśnie w jogurcie. Być może była to żurawina, ale smakowała jak wiśnie i miała zabielany kolor. W smaku zarówno ser jak i sos raczej nieprzystępne. Nie dałam rady ich zjeść. Talarki były dla mnie jedynym jadalnym produktem, choć mogłyby być choć trochę przypieczone. Mogłam przed zamówieniem dopytać jaki ser podają, ale założyłam, że w karcie byłoby sprecyzowane gdyby był to camembert z żurawiną. Niestety nie było.
Pan Łasuch skusił się na burgera, a dokładniej Beconburgera (16 PLN) i również nie był zachwycony. Co prawda zjadł całego, bo był bardzo głodny, ale narzekał że nie jest to burger na poziomie Sztrasburgera czy Burger Love. Dodatki bardzo standardowe – sałata, pomidor, bekon, keczup, mięso bez rewelacji.
Po takim obiedzie nadal byliśmy głodni. Mając w pamięci rewelacyjne desery z Pogaduch, postanowiliśmy zaryzykowac i na stół trafiły sernik (9 PLN) i Banoffe (8 PLN). Sernik bardzo zwyczajny, dość mały kawałek, ale o niebo lepszy niż moje danie główne. Banoffe za to rewelacyjne, niczym nie ustępujące temu z Pogaduch, jak dla nas było to najlepsze danie z całego naszego zamówienia.
Do deseru wzieliśmy też kawę Latte macchiato (8 PLN).
Wizyta u Sąsiadki kosztowała nas 78 PLN. Raczej na obiad tam nie wrócimy, bo bardziej przypomina osiedlową jadłodajnię bez polotu, niż restaurację z prawdziwego zdarzenia. Być może dokonaliśmy kiepskiego wyboru dań, ale to, co nam podano było niestety na bardzo niskim poziomie. Za to do Sąsiadki jako kawiarni z chęcią będziemy wpadać – kawa i ciasta są tam dobre i oby nie stoczyły się do poziomu dań głównych. Z wielkim żalem pisałam powyższe słowa, bo kibicowałam i kibicuję następcy Pogaduch i jest mi przykro, że wyszło tak słabo. Patrząc jaki los spotkał Pogaduchy, nie widze przed Sąsiadką świetlanej przyszłości.
Sąsiadka
ul. Szwedzka 17D, Wrocław
http://sasiadka.wroclaw.pl/
http://www.facebook.com/SasiadkaCafe