Sushi jeszcze nigdy nie gościło na blogu ze względu na brak ekspertów w tym temacie. W lipcu dołączyłam do ekipy Wrocław od kuchni jako Samozwańcza Specjalistka od Kuchni Dalekiego Wschodu (w skrócie SSoKDW ;) zatem sezon na sushi, kuchnię tajską i chińską uważam za otwarty.
Sushi to idealne danie na upalne dni. Lekkie, chłodne, sycące w niedużych porcjach i umożliwiające długie delektowanie się posiłkiem i leniwym popołudniem. Jako, że ostatnio we Wrocławiu otworzyło się kilkanaście lokali z tym japońskim smakołykiem uznaliśmy, że należy zacząć je powoli opisywać, a przy okazji sycić oczy i języki dalekowschodnią kuchnią. Bo trzeba zauważyć, że sushi to uczta dla podniebienia, ale także dla oczu. Sushi kojarzy się bardzo ekskluzywnie i drogo. Mało kto jednak wie, że geneza sushi jest bardzo „plebejska”. Otóż był to sposób konserwacji ryb za pomocą nasyconego octem ryżu. Japońscy rybacy zabierając w drogę „wałówkę” zawijali kawałek ryby i ryżu w suszone płaty glonów. I tak powstały pierwsze „wałeczki” (nigiri) i rolki (maki). Więcej o rodzajach sushi i sposobie jak sobie z nimi radzić już za chwilę.
Chcąc wprowadzić Pana Łasucha i Panią Łasuchową w świat surowej ryby wybraliśmy się do mojej ulubionej susharni, czyli Sushi Corner na Włodkowica 12. Jest to malutki lokalik, w którym mieści się około 5 stolików plus miejsca przy barze (warto więc, tak jak my, zrobić wcześniej rezerwację). Na szczęście w lecie lokal powiększa się o przyjemny, odizolowany od ulicy ogródek. Wnętrze jest minimalistyczne, choć uwagę zwraca ściana „obsadzona” roślinkami doniczkowymi. Lokal specjalizuje się także w dostawach na telefon. W dni powszednie dobrym pomysłem są lunche (sushi + zupa + napój) i bento (co tydzień inne). Są też ciekawostki np. sycące zupy ramen serwowane tylko w poniedziałki (tzw ramendziałki). My jednak wybraliśmy się do Sushi Corner w godzinach popołudniowych w większym towarzystwie (5 osób). Zajęliśmy miejsce w ogródku i zaczęliśmy studiować zawartość menu.
Na pierwszy ogień, ze względu na upały, poszły napoje. W zgodnym unisono poprosiliśmy o napoje aloesowe. Zimne, podane w zgrabnych, ikeowych karafkach napoje doskonale gaszą pragnienie i dobrze pasują do klimatu Dalekiego Wschodu (5 PLN/mała karafka).
Następnie wybraliśmy przystawki. Tu jest bardzo różnorodnie. Dwie osoby zdecydowały się na sałatkę z glonów wacame. Bogate w jod i minerały glony przybrane kostkami serka tofu i ogórkami są klasyczną pozycją w każdej susharni i tu nie odbiegały od ogólnie przyjętej normy, może poza estetycznym podaniem na wąskim talerzyku.
Jedna osoba zdecydowała się na inną odmianę glonów w sałatce, czyli goma wacame. Są delikatniejsze w smaku, mają też ciekawy kształt i nasycony, zielony kolor. Koleżance sałatka smakowała, choć trzeba zaznaczyć, że zarówno wacame, jak i goma wacame mają charakterystyczny smak, który nie każdemu przypadnie do gustu.
Pani Łasuchowa wybrała pierożki gyoza w wersji vege (14 PLN za porcję 6 sztuk). Podawane są w charakterystycznych bambusowych koszykach, a całość dopełniają dwa sosy (jeden pikantno-słodko-kwaśny oraz pikantny o konsystencji majonezu). Pani Łasuchowa osądziła, że pierożki były pyszne, ale w małej ilości. Na przystawkę idealne, jednak jak na tę ilość, cena mogłaby być bardziej przystępna.
Pan Łasuch zdecydował się na zupę miso z łososiem prosząc mnie o to, abym nie ujawniała, z czego ją się robi (mając jakieś mroczne podejrzenia). Rzeczywistość nie jest wcale straszna. Miso-shiru (dokładna nazwa zupy) powstaje z połączenia pasty miso (pasta z fermentowanej soi),bulionu dashi (bulion z płatów rybnych bonito oraz wodorostów kombu) oraz dodatków zależnych od regionu i upodobania kucharza. W tym przypadku były to glony wacame (tak, te same co w sałatce), serek tofu, grzybki shitake, łosoś i warzywa. Miso w Sushi Corner jest sycące i, według pana Łasucha smaczne. Warto zaznaczyć, że miso jest zdrowa, ale bardzo słona.
DANIE GŁÓWNE
No i przechodzimy do meritum!
Po krótkiej dyskusji doszliśmy do wniosku, że jak szaleć-to szaleć! Skusiliśmy się na największy zestaw w menu czyli Bezuto. Składało się na niego 90 kawałków bardzo różnorodnych sushi: futomaki, hosomaki, uramaki oraz nigiri. Zestaw wybraliśmy także ze względu na obecność sushi z pieczoną rybą: Pan Łasuch i jego partnerka po raz pierwszy stykali się z japońskim specjałem. Surowa ryba stanowiąca obok ryżu nieodłączny składnik sushi może być dla niektórych nieco kontrowersyjna. Zapewne wiele osób ucieszy fakt, że można zacząć od sushi z pieczonymi i grillowanymi rybami.
Na zestaw czekaliśmy dłuższą chwilę (dobre sushi zawsze przygotowywane jest bezpośrednio przed podaniem), więc gdy na stole pojawiła się duża bazaltowa płyta wypełniona po brzegi smakołykami byliśmy już dość głodni.
W zestawie dominowały różnego rodzaju rolki (maki) uzupełnione przez kilka nigiri. Naliczyłam 6 rodzajów ryb i owoców morza: najpopularniejszy w Polsce łosoś (w wersji surowej i grillowanej), ciemno-różowy tuńczyk, biała ryba maślana, brązowo-pomarańczowy marynowany węgorz, srebrzysta makrela oraz różowiutka krewetka. Ryby w różnych zestawieniach smakowały wyśmienicie. Pani Smakosz wyjątkowo przypadło do gustu futomaki z łososiem i melonem oraz rolka z rybą maślaną, natomiast ja zachwyciłam się jak zwykle nigiri z węgorzem. W zestawie było też kilka rodzajów sushi w wersji wegetariańskiej (hosoaki z ogórkiem, japońskimi grzybami shitake). Ogólnie nie było kawałka, który by komuś nie smakował, choć oczywiście każdy ma swoje preferencje (ja z zachwytem pożerałam surowego tatara z łososia, podczas gdy inni podeszli do tego specjału z dystansem). Mój jedyny zarzut dotyczy różnorodności – w tak dużym zestawie spodziewałabym się przynajmniej małego „odskoku od normy” jeśli chodzi o ryby. Brakowało mi bardziej „egzotycznych” ryb i owoców morza.
Ogólnie rolki były kształtne i zgrabne – akurat na jeden kęs. Kawałki były fachowo przygotowane – żadna z rolek się nie rozklejała, a glony nori trzymały ryż i składniki w ryzach. Do sushi tradycyjnie podano sos sojowy (w dwóch wersjach – zwykły i z obniżoną ilością soli), imbir marynowany oraz wasabi. O kulturze i sposobach na jedzenie sushi napiszę następnym razem.
Zestaw Bezuto w menu jest polecany dla 6-8 osób, jednak 5 osób (3 panie i 2 panów) spokojnie dało sobie z nim radę (choć Pani Łasuchowa pod koniec oznajmiła, że zmienia imię na „pani Kulka”). Obsługa kelnerska była sprawna i sympatyczna – mimo, że siedzieliśmy na zewnątrz, kelnerka o nas nie zapominała i na bieżąco dbała, by niczego nam nie zabrakło. Ogólnie wizytę wspominamy bardzo pozytywnie. Sushi to danie, które można długo celebrować w dobrym towarzystwie i tak też uczyniliśmy. Pan Łasuch i jego partnerka pierwszy raz kosztowali sushi i mam wrażenie, że nie po raz ostatni. Niech to będzie najlepszą rekomendacją tego dania dla niezdecydowanych!
Za późny lunch dla pięciu osób z napojami i przystawkami zapłaciliśmy 305 PLN. W przypadku dość drogiego w Polsce dania, jakim jest sushi stanowi to średnią cenę. Znam większość wrocławskich restauracji serwujących kuchnię japońską i śmiało mogę stwierdzić, że w relacji jakość/cena, Sushi-Corner wypada bardzo dobrze. Śmiało mogę polecić tą restaurację jako miejsce, gdzie można zacząć swoja przygodę z sushi.
Sushi Corner
ul. Włodkowica 12, Wrocław
http://www.facebook.com/FreshCorner
http://sushicorner.pl