Ciekawy zbieg okoliczności sprawił, że wasza Samozwańcza Specjalistka od Kuchni Dalekiego Wschodu zawitała na… południe. Leżące w południowej części Szwajcarii Lugano przywitało nas wiosenną aurą i włoskim klimatem zarówno w języku, jak i w kuchni. Kilkudniowy pobyt wystarczył, aby zakochać się w tradycyjnej, cieniutkiej i chrupiącej pizzy, którą można było dostać w praktycznie każdej restauracji.
Po powrocie do dużo mniej wiosennego Wrocławia postanowiłyśmy z Panią Łasuchową sprawdzić, czy w Polsce uda nam się dostać coś zbliżonego do tamtych smaków. Nasz wybór padł na restaurację Tutti Santi. Jest to sieć pizzerii firmowana nazwiskiem Valerio Valle (według reklam – Mistrza Włoch w robieniu pizzy). Czy mistrz użyczył pizzerii coś oprócz swojego nazwiska? Postanowiłyśmy się przekonać.
Pizzeria ulokowana jest w pobliżu CH Borek, w niewielkim ceglanym budynku na parkingu. Na pierwszy rzut oka lokalizacja niezbyt zachęcająca, ale parterowy, ceglany budyneczek wygląda zaskakująco przytulnie i sympatycznie. W środku jest równie dobrze – restauracja składa się z dwóch sal – po prawej znajduje się pomieszczenie, w którym jest także częściowo otwarta kuchnia i wielki ceramiczny piec, natomiast po lewej znajdziemy większą ilość stolików. Wystrój wnętrza jest ciepły i przytulny. Ceglane ściany kontrastują z białym umeblowaniem i „domowymi” akcentami takimi jak firanki lampki z abażurami czy komody. Z głośników lecą włosie klasyki, w powietrzu unoszą się smakowite zapachy. Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre.
Odrobinę rozczarowuje menu – nie zawartością, ale samą formą. Składana karta i kilka ulotek z promocjami na stoliku przypominają, że jesteśmy w sieciówce. No cóż, ważniejsza jest zawartość. Do wyboru mamy około 30 różnych kombinacji pizzy, lasagne, kilka sałatek i dwa samotne desery. Do tego oczywiście napoje i krótką kartę win. Ceny pizzy wahają się od 17 PLN za Margheritę do 31 PLN za bardziej wyszukane propozycje. Kombinacje są bardzo ciekawe i podjęcie decyzji zajęło nam dobrą chwilę. Co ciekawe, istnieje możliwość zamówienia… ćwiartki pizzy! Jest to fantastyczna propozycja dla dzieci i osób, które nie dadzą rady zjeść całkiem sporego placka, a także dla tych, którzy lubią eksperymentować. Wielki plus.
Ostatecznie zdecydowałyśmy się na dwie pizze: Pani Łasuchowa wybrała pizzę Rucolę (włoski sos pomidorowy, mozzarella włoska, włoska szynka crudo di Parma, rucola, pieczarki), ja wiedziona ciekawością zdecydowałam się na San Giovanni (mozzarella włoska, pasta truflowa, szynka Prosciutto Cotto, pieczarki, rukola, ser Pecorino). Do tego dobrałyśmy dwie herbaty. Kelner przyjął od nas zamówienie i bez problemu zgodził się na podanie pizzy pół-na-pół, tak abyśmy nie musiały zamieniać się talerzami.
Herbaty pojawiły się na stoliku niemal natychmiast – były to standardowe i smaczne herbatki marki Dilmach w kubkach. Na pizzę nie czekaliśmy długo. Na naszym stoliku pojawiły się dwa spore i pachnące dania pokryte warstwą zielonej rukoli. Zabrałyśmy się do pałaszowania i… to było to! Pizza pieczona w piecu ma zupełnie inną konsystencję niż ta z piekarnika. Jest nieco wysuszona, bardziej chrupiąca, z apetycznymi plamkami „węgielków”. Mimo że ciasto jest cieniutkie, zachowuje sztywność (no może oprócz najcieńszego środka) i da się je spokojnie jeść rękami. Ciasto w Tutti Santi ma dodatkowo swój charakterystyczny posmak, którego wcześniej nie spotkałam, ale bardzo przypadł mi do gustu.
A jeśli chodzi o dodatki, każda z nas orzekła, że to jej pizza jest najlepsza. Ja zachwyciłam się delikatnym, niepowtarzalnym aromatem trufli i gorzkawego sera Pecorino. Pani Łasuchowa natomiast stwierdziła, że nic nie zastąpi prawdziwej parmeńskiej prosciutto. Gruba warstwa świeżej rukoli zadziałała jak sałatka, a podane do pizzy oliwy (klasyczna i ostra) tylko uzupełniły smak pizzy.
W ramach deseru skusiłyśmy się na jedyne pozycje w karcie: crème brulee i pannę cottę. Skąd francuski deser we włoskiej restauracji? Zapewne się przybłąkał, ale był tak smaczny, że pozwolono mu zostać. Panna Cotta miała przyjemną, zwartą strukturę, słodycz kremu dobrze kontrastowała z kwaskową polewą malinową. Creme Brulee satysfakcjonująco „chrupnęło” przy przełamywaniu górnej warstwy karmelu, a sam krem był smaczny i doprawiony solidną ilością wanilii. Nic odkrywczego, ale w tym przypadku w klasyce tkwi siła.
Za sytą kolację z deserami i herbatą dla dwóch osób zapłaciłyśmy łącznie 90 PLN. Trzeba jednak zaznaczyć, że wybrałyśmy jedne z „bogatszych” pozycji w menu i jeśli ktoś dba o portfel także znajdzie coś tańszego. Ogólnie Tutti Santi polecamy za smaczną i bardzo włoską pizzę w przyjemnym, klimatycznym wnętrzu. Zawodzą jednie detale, które nie przeszkadzają cieszyć się miłą atmosferą i świetnymi smakami.
Tutti Santi
al. Hallera 52, Wrocław
http://tuttisanti.pl/
http://www.facebook.com/TuttiSantiPolska