Któż nie kocha pierogów? My kochamy, więc jako miłośnicy pysznego babcinego jedzenia, nie mogliśmy pominąć w naszych wędrówkach po wrocławskich restauracjach Pierogarni Stary Młyn. Tego dnia byliśmy bardzo głodni i mieliśmy sporo oczekiwania co do tej restauracji. Już nam ślinka ciekła na myśl o pysznych pierożkach, zasmażce i swojskich smakach zapamiętanych z dzieciństwa. Raźnym krokiem weszliśmy do lokalu i naszym oczom ukazało się piękne drewniane wnętrze z balkonikami, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Nic nie zwiastowało tragedii, która miała się rozegrać tego wieczoru.
Po zajęciu miejsc, bardzo miła kelnerka przyniosła nam karty. Duże, ładnie wykonane, zachęcały zdjęciami dań. Stawaliśmy się coraz bardziej głodni i po szybkiej naradzie zamówiliśmy jedzenie. Dość szybko na stole pojawiła się herbata mrożona (8,96 PLN). Każdy z nas zamówił inną – żurawinowo-mandarynkową, miętowo-cytrusową i egzotyczną. W tym miejscu nastąpiło pierwsze rozczarowanie, gdyż podane napoje koło herbaty nawet nie stały. Była to lemoniada zrobiona na bazie smakowych syropów i miała sztuczny posmak. Kolory też nie pozostawiały złudzeń, co do jej naturalności.
Po jakimś czasie kelnerka przyniosła nam darmową przystawkę (jak później się okazało tylko dzięki niej nie umarliśmy z głodu w trakcie oczekiwania na właściwe zamówienie) w postaci chleba, smalcu i ogórków konserwowych. Przystawka była nawet smaczna i zaostrzyła nam apetyt.
Przystawka szybko zniknęła w naszych żołądkach, a oczekiwanie na pierogi coraz bardziej się wydłużało, mimo że w lokalu nie było wielu osób. W końcu, po ponad 40 minutach oczekiwania, głodni i już trochę poirytowani dostaliśmy nasze zamówienia. Pan Smakosz wybrał pierogi z pieca nazwane w karcie „piecuchami” w wersji na słodko. Pierogi Bajkowe, bo pod taką nazwą figurowały, miały w sobie płatki owsiane, krówkę, rodzynki i orzechy (14,46 PLN za 3 pierogi). Zupełnie nie przypominały piecuchów na zdjęciu w karcie, były suche i ogromne. Pan Smakosz zabrał się za jedzenie swoich pierogów i jak patrzyliśmy na niego, to ciągłe żuł i żuł i żuł i przy drugim pierogu wyglądał jakby miał dość. Spróbowaliśmy więc tych bajkowych wyrobów i na chwilę też oddaliśmy się przeżuwaniu. Płatki owsiane w pierogach to nie jest to, co Łasuchy lubią najbardziej, choć Pan Smakosz jakoś szczególnie nie narzekał. Dla nas było to za słodkie i za suche, nie pomogło też podlanie pieroga sosem waniliowym (który nie smakował jak waniliowy) wchodzącym w skład zamówienia.
Ja z kolei chciałam mieć jakąś odmianę i rozeznanie w ofercie Pierogarni Stary Młyn, więc zamówiłam zarówno piecuchy jak i lepiochy, czyli tradycyjne pierogi z wody. Po cichu liczyłam, że Pan Łasuch pomoże mi je zjeść, no i jeszcze wtedy nie wiedziałam o gigantycznych rozmiarach piecuchów. Najpierw zabrałam się za lepiochy Leśniczego (16,96 PLN za pięć sztuk) z kurkami i cebulką. Miałam co do nich duże oczekiwania i niestety bardzo się zawiodłam. Ciasto było twarde i gumowate, nadzienie słabo doprawione i choć polewałam je śmietaną polecaną przez kelnerkę, to niestety smaku to nie poprawiło.
Piecuchy wybrałam w wersji wegetariańskiej tzw. Izbowe z soczewicą, serem i pieczarkami (11,96 PLN za trzy sztuki) i z dodatkową, osobno podana okrasą. Jedynym smacznym elementem tego dania była okrasa. Piecuchy były suche, twarde i nieco mdłe, do tego porcja była tak wielka, że jeden całkowicie mnie zapchał i już nie miałam ochoty na dalszy ciąg.
Pan Łasuch wybrał chyba najsmaczniejsze danie, choć do ideału było mu daleko. Czeburek Diabelski, bo tak się nazywało, to taki piecuch jak nasze, tyle że kilka razy większy (26,96 PLN). W środku tak samo suchego opakowania z ciasta znajdowały się: mięso wołowe, papryka, cebulka i ogórek konserwowy. W zestawie był też dowolny sos, Pan Łasuch wybrał pomidorowy. Po wylądowaniu czeburka na stole, Pan Łasuch zaczął się śmiać i ze zdziwieniem spoglądać na swój talerz, na którym znajdował się twór wielkości bochenka chleba. W środku było nadzienie w smaku przypominające trochę meksykańskie chili con carne, jednak całość była stanowczo zbyt sucha, a sos pomidorowy podany w małej miseczce bardzo szybko się skończył.
Wizyta w Pierogarni Stary Młyn ogromnie nas rozczarowała. Podane nam dania nie odpowiadały zdjęciom w karcie (piecuchy) i były zwyczajnie niesmaczne i zapychające. Jak na miejsce znajdujące się w samym centrum miasta, specjalizujące się w pierogach, to wypadło bardzo źle. Na pewno więcej tam nie wrócimy i będziemy odradzać takie pomysły naszym znajomym. Pierwszy raz zdecydowanie nie polecamy. Na plus możemy jedynie zaliczyć bardzo miłą, zorientowana w karcie obsługę i fajny wystrój. Niestety to trochę za mało, żeby nas uwieść i zachęcić do kolejnych wizyt.
Za pierogi i inne twory zapłaciliśmy 99,02 PLN, nie udało nam się zjeść wszystkiego, a reszta zabrana do domu rodzinie także zbytnio nie smakowała.
Pierogarnia Stary Młyn
Rynek 26, Wrocław
http://pierogarnie.com/
http://www.facebook.com/PierogarniaStaryMlynWroclaw