Długi weekend majowy pokazał nam, że Polacy wbrew powszechnej opinii żywią się restauracjach, przynajmniej we Wrocławiu. Szkoda tylko, że wielu restauratorów o tym nie wiedziało i zamknęło swoje lokale na cztery spusty. Na Rynku było trochę lepiej i mimo paskudnej pogody pootwierane były nawet ogródki, nie wiemy więc czemu nas i kilka innych par wygoniono z ogrzewanego ogródka jednej z restauracji. Nie poddaliśmy się jednak i poszliśmy szukać miejsca gdzieś indziej, co było trudne, bo lokale pękały w szwach. Po kilkudziesięciu minutach błąkania się po deszczu trafiliśmy na jeden wolny stolik w The Mexican.
Kelner usadził nas przy stoliku i w tempie ekspresowym przyjął zamówienie, później jednak chyba stracił zapał, bo na jego realizację przyszło nam bardzo długo czekać. Menu The Mexican nie było nam obce, bo nie raz tu jedliśmy, choć jak policzyliśmy, to ostatnio dwa lata temu. Wiele się przez ten czas zmieniło.
Do picia zamówiliśmy bezalkoholowe margarity (10,90 PLN za każdą). Moja była kaktusowa i smakowała całkiem znośnie – lekko kwaskowo. Pani Łasuchowa wybrała melonową i srogo się rozczarowała, bo dostała wodę doprawioną bardzo słodkim syropem.
Przez kolejne 40 minut sączyliśmy nasze napoje, aż w końcu kuchnia się nad nami zlitowała i wydała zamówione zupy. Moja sopa de calabacines – zupa krem z cukinii serwowana z (dwiema) krewetkami była dobra. Dość gładka w konsystencji i dobrze doprawiona.
Pani Łasuchowa wybrała sopa de zanahoria czyli zupę marchewkowo – pomarańczową z imbirem i soczewicą (12,90 PLN) i znów trafiła gorzej niż ja, bo w miseczce oprócz kremu trafiła na kawałki twardej marchewki i niedogotowanej soczewicy. Nie wyczuła też w smaku imbiru i pomarańczy. W zasadzie nasze zupy smakowały prawie jednakowo.
Na dania główne już nie czekaliśmy tak długo. Po chwili na stół trafiły zamówione przeze mnie enchiladas combinados (26,90 PLN) czyli trzy tortille pszenne nadziewane polędwicą drobiową i wieprzowiną, serem, fasolą pinto, podawane z ryżem paila i sosami: ranchera, crema blanca i guacamole. Powiedzmy sobie szczerze – jadłem lepsze enchilady, nawet ostatnio w Mexico Barze. Nie było jednak tak źle, może poza sosami, które wydawały się dziwnie rozwodnione. Zwłaszcza zupełnie pozbawione smaku było guacamole. Dostałem też danie łagodne, mimo że zamawiałem ostre…
Pani Łasuchowa zamówiła chili con carne (21,90 PLN) i tym razem nie narzekała. Sama co prawda robi smaczniejsze, ale po pozostałych daniach nie miała już zbyt dużych oczekiwań.
The Mexican jest restauracją sieciową i serwuje dania na średnim sieciowym poziomie. Wielki plus należy im się za wystrój i panującą w środku meksykańską atmosferę (atmosfera też jest widoczna w toaletach, które są żywcem wyjęte z zapyziałego meksykańskiego baru ;) Długi czas oczekiwania na dania tłumaczymy sobie sporym obłożeniem lokalu, za co zresztą kelner nas przeprosił. Za obiad zapłaciliśmy 101,40 PLN i wyszliśmy najedzeni, tylko nie do końca zadowoleni.
The Mexican
ul. Szewska 61/62, Wrocław
http://www.mexican.pl/
http://www.facebook.com/pages/THE-MEXICAN-WROCŁAW/210849338929184